czwartek, 28 listopada 2019

28.11.19

Proszę ratuj mnie
Nie wiem gdzie poniosą mnie te wody
Proszę dotknij mnie
Muszę dzisiaj pozbyć się tej fobii
Choć unoszę się
Kwiaty odpływają z mojej głowy
Choć nie widzę Cię
Wiem że jesteś tu


Idzie grudzień i się cieszę. Bo to jakiś taki miesiąc nadziei. A już gorzej być nie może, jak chodzi o (bez)nadzieje. 
Plan na kolejny miesiąc:
- nie trafić do psychoterapeuty.
Aczkolwiek, chciałabym, bardzo. 

Może zamiast trwonić kasę na niepotrzebne rzeczy, będę odkładać na sesje. Ale czuję, że szykowałaby się intensywna i wieloletnia przygoda. Przemyślę to. 

I to nie tak, że się żale czy chcę być atencjuszką. 
Po prostu próbuję jeszcze resztkami racjonalizmu i obiektywizmu spojrzeć na swoje życie i szukać pomocy. Chyba, że znajdę sposób, żeby sama sobie pomóc, ale to wychodzi mi bardzo słabo i przynosi odwrotny skutek. 

No nic - grudniu przybywaj! 
Niech dźwięki Last Christmas zagłuszają moje chore myśli i odczucia. A może niech nie zagłuszają? Nie wiem. Niech będzie, jak ma być.

wtorek, 15 października 2019

15.10.

"Ta powtarzalność nieznośny rytm
Refreny świtów porannych kaw
To prasowanie zagnieceń fałd
Którymi noc poorała twarz

Niechciana praca kotwicą tkwi
Na morza niemożliwości dnie
Podobno Azja istnieje gdzieś
Lecz z moich okien nie widać jej"


"Twoje prawdziwe "ja" wyzdrowieje, gdy będziesz miał pewność, że uczucia i pragnienia, jakich doznajesz, naprawdę należą do Ciebie. Aby wyleczyć się z utajonej depresji, trzeba ujawnić swoje zakazane, stłumione uczucia i odzyskać spontaniczność. Właśnie ze wsłuchiwania się w siebie istota ludzka czerpie wewnętrzną siłę i szacunek dla swojej osobowości. Masz prawo być smutny, zrozpaczony. Nic dziwnego, że się boisz, gdy Ci coś grozi, złościsz się, gdy ktoś nie okazuje Ci szacunku, jesteś smutny, gdy nie znajdujesz zrozumienia. Po pewnym czasie będziesz wiedział, czego naprawdę chcesz, a czego nie. Później pozwolisz sobie otwarcie o tym mówić, nie bojąc się, że zostaniesz odrzucony. Jedynie dziecko potrzebuje do rozwoju bezwarunkowej miłości. Dorosły może się bez niej obejść. Niekoniecznie musisz się wszystkim podobać, aby dalej żyć. Nie masz obowiązku dowodzić swojej wartości. Zadowalaj się tym, czym jesteś."

To wszystko jest tak cholernie trudne. Praca nad samą sobą. Bo można znać wszystko w teorii, a żyć i tak kompletnie na odwrót. Dociera do mnie, co jest jednym z głównych zadań w życiu. Nie osiągnięcie jakiegoś stopnia naukowego, zdobycie pracy marzeń, założenie rodziny (chociaż to wszystko może być bardzo ważne), ale praca nad sobą. Bo bez tego nic w życiu nie wyjdzie. Zawsze w człowieku będzie jakaś pustka i niedosyt. I teraz doskonale rozumiem zdanie, że żadna droga w życiu nie była tak długa, jak ta, która miała mnie zaprowadzić do mnie samej. To jest cholernie długa i niewygodna droga. Ale chcę nią iść. Bo przez ostatni czas czuję, że albo stoję w miejscu, albo poszłam jakąś inną drogą, oddalającą mnie od siebie samej.
W tym cytacie wyżej jest 100% prawdy o mnie. Uczucia i pragnienia jakie doznaję nie należą do mnie. Należą do innych osób wokół mnie, które chce zadowolić. Ja sama nie wiem, co czuję i czego chcę. Nie dopuszczam tego do siebie. Nie wsłuchuję się w siebie, tylko zagłuszam, chowam wszystko w sobie i sama nie wiem, co tam dokładnie się kryje. Uważam, że nie mam prawa być smutna, zrozpaczona lub się bać. Ciągle czuję, że potrzebuję od każdego bezwarunkowej miłości, żeby żyć. A im bardziej staram się ją zyskać, tym bardziej zatracam siebie, a inni i tak w większości nie okazują mi szacunku ani mnie nie rozumieją. I wszystko się zapętla. Cały czas staram się dowieść swojej wartości, nawet przed samą sobą. I póki co kompletnie nie wiem, co dalej robić.

wtorek, 1 października 2019

1.10. / wszystkie miejsca, w których mieszkałam

„Wymyślę się od nowa
Poskładam się inaczej
Ubiorę w nowe słowa
Najlepiej jak potrafię
Kilka zmian
I będę tym kim będę chciał”



Patrzę w kalendarz i nie wierzę. Październik. Jesień. I myślę – jak to…



W marcu przeglądałam ciekawą książkę, miała mnie zmotywować do pisania i owszem, zrobiła to, tylko standardowo odkładałam wszystko na „kiedyś”. Ogólny wniosek, jaki z niej wyciągnęłam, to: jeśli chcesz pisać, musisz zacząć pisać. Po prostu. Nie nadejdzie na to lepszy moment, jak ten, który jest teraz. I był tam cały spis rzeczy o których można by ot tak, pisać po kilka zdań, żeby jakoś ruszyć z tym tematem. Zatem...



Wszystkie miejsca, w których mieszkałam…

Na pewno na długo zapadły mi w pamięć i zawsze będę je wspominać z sentymentem, nawet jeśli nie zawsze było fajnie. W sumie były to cztery miejsca. Numer jeden to oczywiście mój dom rodzinny, w którym teraz już rzadko bywam, ale to najlepsze miejsce na świecie i zawsze takie dla mnie będzie. I liczę, że kiedyś życie ułoży mi się tak, że będę tam spędzać więcej czasu.

Potem był Szczecin i pierwszy rok spędzony w akademiku. 9 piętro, pokój 905. Dwie współlokatorki i dużo różnych wspomnień, lepszych, gorszych i nijakich też. Z akademikiem kojarzy mi się też jedna znajomość, w sumie była ta chyba pierwsza bliższa relacja w moim życiu z facetem, która miała swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Nic z tego nie wyszło, od dawna nie mamy już kontaktu, ale pamiętam, że kilka nocy przepłakałam właśnie tam, w pokoju z balkonem, w łóżku pod oknem. 
Dwa kolejne (i ostatnie) lata w Szczecinie to mieszkanie na Krzywoustego. Najpierw w pokoju z koleżanką z liceum i z dwoma innymi współlokatorami w pokojach obok. Jednym z nich był gej. I myślałam, że jestem dość tolerancyjna jak chodzi o takie osoby, ale z tym człowiekiem akurat to było pasmo dziwnych sytuacji i nieprzyjemnych rzeczy, więc wrażeń nie brakowało. Ale był to też czas nocnych pogaduszek z Kaśką, studiowania, dorywczej pracy, po prostu takiego zwyczajnego życia. 
Ostatni rok w Szczecinie był najlepszy z tych trzech. Mieszkałam w tym samym miejscu, tylko zmieniłam pokój. Miałam nową współlokatorkę, była bezproblemowa i nawet rzadko na siebie wpadałyśmy, raczej każda dawała po prostu żyć drugiej. Było spokojnie i tak jakoś stabilnie. W końcu mogłam mieszkać sama, to było to, czego brakowało mi w poprzednich latach. Prywatności, samotności, możliwości zjedzenia w spokoju śniadania i wypicia popołudniu kawy w ciszy. Niby tak niewiele, ale naprawdę dla mnie to było – i w sumie do dzisiaj jest – na wagę złota. Pracowałam, pisałam licencjat, w sumie to był całkiem dobry czas.

Czwarte miejsce – obecne – to wynajmowany pokój w mieszkaniu 70-letniej babeczki. Jestem tu już trzy lata. Trochę się zasiedziałam. Mieszkam tu z dwóch głównych powodów – mam stąd blisko na mój wydział i nie płacę dużo za wynajem. Na pierwszym roku studiów mówiłam sobie, że już dłużej tu mieszkać nie będę (było sporo niefajnych okoliczności), ale sytuacja się uspokoiła i jestem tu nadal, zaczynając właśnie czwarty rok studiów. Do tego miejsca też mam sentyment, dużo się działo w moim życiu przez ten okres mojego mieszkania tutaj. Przyzwyczaiłam się, przywykłam i czuję się w miarę stabilnie, nie musząc co roku zaczynać od nowa gdzieś w nowym miejscu. Ale studia nie będą trwać wiecznie, nie wiem, co dalej. Chyba jak każdy, chciałabym choćby już teraz mieć coś własnego. 
Żeby nie odbiegać od tematu, napiszę – wszystkie miejsca, w których mieszkałam (prócz rodzinnego domu), to poczekalnie do mojego prawdziwego i szczęśliwego życia. To miejsca, które znosiłam i akceptowałam, ale w żadnym z nich nie czułam się do końca szczęśliwa. Z każdym z nich wiąże się inna historia, inny etap życia, inne wspomnienia. Ale chcę wierzyć, że do tej listy dopiszę kiedyś to jedno, wyjątkowe, bezpieczne, szczęśliwe miejsce. Z własną kuchnią (niespełnione marzenie o nauczeniu się gotować i nie wtrącaniu się w moje kuchenne poczynania) i świętym spokojem, który cenię ponad wszystko. ;) Amen.

czwartek, 5 września 2019

5.09.

"[...]tylko pamięć jak przywołany gwizdem pies
siedziała przy mnie pozwalając się głaskać"



„O Panie, spraw, abym nie tyle szukał pociechy, co pocieszał;
nie tyle szukał zrozumienia, co rozumiał;
nie tyle szukał miłości, co kochał.
Ponieważ dając siebie, otrzymujemy;
zapominając o sobie, odnajdujemy siebie;
a przebaczając, zyskujemy przebaczenie”
/ św. Franciszek z Asyżu 

wtorek, 30 lipca 2019

30.07.



"Nie jestem selfcoachingującym się buddą na chmurce, który mówi sobie: osiągnij wewnętrzny spokój. Raczej powtarzam sobie: odpierdol się od siebie, starasz się najlepiej, jak potrafisz." / M. Halber

Dokładnie tak. Mówiąc ładniej, pozwalam sobie na popełnianie błędów i godzenie się z nimi. Na to, że nie wszystko wiem, ogarniam, umiem, rozumiem. Na to, że czasem coś spieprzę. Na to, że dziś zdarza mi się w pełni świadomie zrobić coś, co kiedyś uznawałam za godne pogardy. I mówię - jakie to życie przewrotne. Ale nie. Życie jest jakie jest. Jest piękne. Po prostu my - ludzie - jesteśmy na różnych etapach życia. Nauczyliśmy się jednego, ale jeszcze nic nie wiemy o drugim. Myślimy o sobie tak i tak, bo jeszcze nie przeżyliśmy tego, co mamy przeżyć i dojrzeć do tego, żeby myśleć inaczej. 
Każdy jest gdzieś w trakcie drogi. Niektórzy mają akurat poprzecierane nogi i spotykają kogoś, kto ma tak samo i jest im lżej. Niektórzy właśnie spostrzegli, że poszli nie tą drogą i zawracają. Niektórym załatwiono super transport z GPS-em, więc niczym nie muszą się martwić, żyją beztrosko, tylko sami nie wiedzą, dokąd zmierzają. I może kiedyś zatęsknią za czymś swoim. Różne są sytuacje. Każdy patrzy na życie inaczej.
Staram się najlepiej jak potrafię. Odwalam się od siebie. Tak.

Motto na życie:
Be a good person, but don't waste time to proof it.

niedziela, 28 kwietnia 2019


"Nie będę miły. I nie będę słodki. Będę wytrawny wytrwale."
Obiecuję sobie...

poniedziałek, 8 kwietnia 2019

8.04.19

„Jeśliby Bóg zapomniał przez chwilę, że jestem marionetką i podarował mi odrobinę życia, wykorzystałbym ten czas najlepiej jak potrafię.
Prawdopodobnie nie powiedziałbym wszystkiego, o czym myślę, ale na pewno przemyślałbym wszystko, co powiedziałem. Oceniałbym rzeczy nie ze względu na ich wartość, ale na ich znaczenie. Spałbym mało, śniłbym więcej, wiem, że w każdej minucie z zamkniętymi oczami tracimy 60 sekund światła. Szedłbym, kiedy inni się zatrzymują, budziłbym się, kiedy inni śpią. Gdyby Bóg podarował mi odrobinę życia, ubrałbym się prosto, rzuciłbym się ku słońcu, odkrywając nie tylko me ciało, ale moją duszę […].
Tylu rzeczy nauczyłem się od was, ludzi... Nauczyłem się, że wszyscy chcą żyć na wierzchołku góry, zapominając, że prawdziwe szczęście kryje się w samym sposobie wspinania się na górę […].
Nauczyłem się, że człowiek ma prawo patrzeć na drugiego z góry tylko wówczas, kiedy chce mu pomóc, aby się podniósł. Jest tyle rzeczy, których mogłem się od was nauczyć, ale w rzeczywistości na niewiele się one przydadzą, gdyż, kiedy mnie włożą do trumny, nie będę już żył. Mów zawsze, co czujesz, i czyń, co myślisz. Gdybym wiedział, że dzisiaj po raz ostatni zobaczę cię śpiącego, objąłbym cię mocno i modliłbym się do Pana, by pozwolił mi być twoim aniołem stróżem.
Gdybym wiedział, że są to ostatnie minuty, kiedy cię widzę, powiedziałbym "kocham cię", a nie zakładałbym głupio, że przecież o tym wiesz. Zawsze jest jakieś jutro i życie daje nam możliwość zrobienia dobrego uczynku, ale jeśli się mylę, i dzisiaj jest wszystkim, co mi pozostaje, chciałbym ci powiedzieć jak bardzo cię kocham i że nigdy cię nie zapomnę.
Jutro nie jest zagwarantowane nikomu, ani młodemu, ani staremu. Być może, że dzisiaj patrzysz po raz ostatni na tych, których kochasz. Dlatego nie zwlekaj, uczyń to dzisiaj, bo jeśli się okaże, że nie doczekasz jutra, będziesz żałował dnia, w którym zabrakło ci czasu na jeden uśmiech, na jeden pocałunek, że byłeś zbyt zajęty, by przekazać im ostatnie życzenie. Bądź zawsze blisko tych, których kochasz, mów im głośno, jak bardzo ich potrzebujesz, jak ich kochasz i bądź dla nich dobry, miej czas, aby im powiedzieć "jak mi przykro", "przepraszam", "proszę", dziękuję" i wszystkie inne słowa miłości, jakie tylko znasz. Nikt cię nie będzie pamiętał za twoje myśli sekretne. Proś więc Pana o siłę i mądrość, abyś mógł je wyrazić. Okaż swym przyjaciołom i bliskim, jak bardzo są ci potrzebni. Prześlij te słowa komu zechcesz. Jeśli nie zrobisz tego dzisiaj, jutro będzie takie samo jak wczoraj. I jeśli tego nie zrobisz, nigdy nic się nie stanie. Teraz jest czas […].”


Zawsze jest jakieś jutro. A szczęście to nie dojście do celu, ale sama droga na szczyt i sposób podróżowania. To od nas zależy, czy każdy dzień będzie świętem i okazją do wykorzystania niepowtarzalnych szans.


„Nie wolno Ci się bać
Wszystko ma swój czas
Ty jesteś początkiem
Do każdego celu”

czwartek, 28 marca 2019

28.03.19

"Nadzieja jest tym upierzonym 
Stworzeniem na gałązce 
Duszy - co śpiewa melodie 
Bez słów i nie milknące - 

W świście Wichru brzmi uszom najsłodziej - 
I srogich by trzeba Nawałnic - 
Aby spłoszyć ptaka maleńkiego, 
Co tak wielu zdołał ogrzać i nakarmić - 

Śpiewał mi już na Morzach Obcości - 
W Krainach Chłodu - 
Nie żądając w zamian Okruszka - 
Choć konał z Głodu."
/ Emily Dickinson

"Życie powinno być dla człowieka czymś wielkim. W przeciwnym wypadku będzie wegetacją, życiem doniczkowej kapusty." / o. Joachim Badeni 
Nie chodzi o to, że trzeba robić coś przełomowego i niesamowitego. Chodzi o to, by na moją skalę było to coś ważnego i istotnego. Co mogę zrobić, żeby każdy jeden dzień - w moim życiu, w mojej perspektywie, w moich okolicznościach - był naprawdę wyjątkowy? Co zrobić, żeby każdego dnia dokonywały się we mnie wielkie rzeczy? Nie chodzi o wielkie wydarzenia, show, cuda wianki. Chodzi o to, by nadawać treść i sens każdemu momentowi życia. Żyć miłością, nadzieją, wiarą. 

_____

Nie życzę Ci lekkiego, wesołego, beztroskiego życia. Nie życzę Ci życia doniczkowej kapusty, czyli zwyczajności hodowanej na pokaz. Życzę Ci życia naprawdę, do cna, życia z jego pełnym bagażem najróżniejszych doświadczeń. Doświadczeń, które szlifują człowieka, ale również dają mu poczucie spełnienia, doprowadzają go do momentu, gdy wie, że PRZEŻYŁ życie, wycisnął je do granic możliwości.
Tego dziś Ci życzę.

poniedziałek, 18 marca 2019

18.03.19 / Dom to znaczy...

Mam jeden dom, chociaż kilka miejsc w swoim życiu już zamieszkiwałam - dłużej bądź krócej. 25 lat i jeden jedyny dom, póki co.

Dom to dla mnie miejsce, gdzie mogę wejść bez pukania. Nawet bez klucza. Bo rzadko się zdarza, żeby nikogo w nim nie było. Mój dom to magiczne miejsce. Ze skrzypiącymi drzwiami i podłogą, z małą kuchnią po prawej, toalecie po lewej stronie od wejścia. Mój dom to pachnący od rana niedzielny rosół. To obiady zawsze jedzone razem, o ile wszyscy są w domu. To lodówka szemrająca w kuchni i zegar na ścianie, od lat ten sam. To widok z kuchni na ogródek, podwórko, jabłonki, czereśnię, altankę i garaż, a dalej na lasy i łąki. Biało-zielona kratka na zasłonkach w kuchni, fiołki w doniczkach na parapecie, drewniane ramy okna. Cieknący kran, mały stół okryty (zawsze) ceratą. Narożnik ze stertą gazet sprzed kilku miesięcy. Radio od zawsze grające tą samą stację, włączane co ranek, wyłączane przed pójściem spać. Długi blat kuchenny. Po jednej stronie z listami, rachunkami i piętrzonymi się, tak zwanymi "papierzyskami" i kartkami od rodziny na minione już dawno temu święta. Po środku z chlebakiem, a po drugiej stronie z telefonem stacjonarnym., od lat tym samym. Pod ścianą dwa taborety, kiedyś zasiadywane, gdy goście zajmowali "miejsca główne". Dwa taborety - od lat nieużywane. Framuga naznaczona poziomymi liniami na różnych wysokościach, przypominające, jacy byliśmy mali i jak rośliśmy.

Przy wyjściu z kuchni szafka na buty. Rzucone tam w nieładzie, w większości już nienoszone. To że nadal tam są, to może jedynie wynik lenistwa. 

Lustro w przedpokoju. Pod lustrem kilka starych, do połowy wypalonych świec. Na wypadek awarii prądu. Kiedyś przydawały się częściej. Mama zapalała jedną, kładła na stole w kuchni, a my siadaliśmy dookoła stołu, czekając, aż "oddadzą prąd". 

Dom to dalej dwa duże pokoje na wprost drzwi. W pierwszym duży, owalny, drewniany stół. Miejsce spędzania świąt, urodzin i tym podobnych specjalnych okazji. W rogu na święta choinka. Duże okno z widokiem na ulicę i choinki zasadzone kiedyś przed domem, które przewyższyły już rozmiarem dom. Stary, drewniany stolik na którym stoi wieża. Chodziłam do przedszkola, kiedy tata ją kupił za wygraną w totka. Przyjechał po mnie do przedszkola i powiedział, że w domu jest wieża, a ja byłam przekonana, że taka, na której zamknięta jest księżniczka. Prostota myśli dziecka. Drugi pokój na prawo. Drewniana szafka, na której od lat stoi telewizor. Dywan, drewniana ława, krzesło i dwie kanapy. Na starej, ciemnozielonej od lat co dnia tata ucina sobie poobiednią drzemkę. Kiedy ja w tym czasie oglądam telewizor, zawsze padają słowa "ścisz o oczko". Widok okna podobny jak w pierwszym pokoju. Naprzeciwko okna, po drugiej stronie pokoju, ogromna, przesuwna szafa, zajmująca całą długość ściany. Dwa środkowe skrzydła stanowią wielkie lustra, dwa skrajne skrzydła - jasne drewno. 

Schody na piętro. Na szczycie po lewej stronie łazienka z wanną, po prawej sypialnia rodziców. A na wprost dwa pokoje, w tym jeden, w którym spędziłam sporą część życia. I wszystko w nim kocham. Drewnianą podłogę, każdy mebel, parapet, okna. 

Nie zawsze jest to dom marzeń. Zimą śpię pod dwoma kołdrami i w grubych skarpetach. Tak to jest w dużych domach, ciężko je ogrzać. Ale przecież najważniejsi są w nim ludzie. Tata, który go postawił, mama, dbająca o ognisko domowe i o nas.

Dom to moi bracia, ich obecność, której doświadczam niestety coraz mniej. I trochę żałuję tego zmarnowanego za dzieciaka czasu na kłótnie, wrzaski, wyzwiska, łzy i trzaskanie drzwiami. Ale co poradzić - młodość chmurna i durna. 

Mój dom to miejsce, gdzie mogę śpiewać w wannie, spać do 12, chodzić cały dzień w piżamie, jeść obiad na śniadanie, wydurniać się, chodzić w starych, porozciąganych ubraniach, rozczochrana i nieumalowana bez skrępowania.

Dom to miejsce, gdzie nie raz dotykałam dna rozpaczy, ale nigdy nie straciłam nadziei na lepsze jutro. 
W domu czuję się po prostu swobodnie, na swoim miejscu, chciana i kochana. 
Dom to moja rodzina. To ludzie, którym zawdzięczam to, że żyję i to jak żyję, to, jaka jestem. 
Dom to bezpieczeństwo. To miłość.
Dom już nigdy nie będzie taki, jak za czasów dzieciństwa. I pewnie nigdzie nie będzie mi tak, jak w nim.
Ale kiedyś będę próbować stworzyć chociaż odrobinę podobne miejsce, jak niegdyś moi rodzice. Tak, żeby kiedyś moje dzieci mogły powiedzieć to, co ja chcę powiedzieć moim rodzicom. A mianowicie - dziękuję za prawdziwy dom.

poniedziałek, 25 lutego 2019

25.02.19

O drogę nie pytam
Nie pytam nikogo
Bo ja drogę lubię
Długą długą
Bo ja wolę ufać
Własnym nogom


Dni pędzą jak szalone. A ja czuję znowu ten spokój, którego mi brakowało. Czuję, że jeszcze wszystko się ułoży. Że jeszcze wiele pięknego przede mną. Tylko się odważyć, nie bać, ruszyć, marzyć, walczyć i biec... Biec do końca. Tu, gdzie teraz jestem. Z ludźmi, których spotykam. Nie zrażać się. Nie zniechęcać. Wszyscy jesteśmy tak samo zagubieni. Tak samo ważni. Każdy próbuje odnaleźć swój sens. Nikt nie jest idealny.
A ja chcę po prostu wykorzystywać szanse, by pomagać innym, by umieć z nimi żyć. A przy okazji nie zapominać o sobie, dbać o siebie. Zaopiekować się sobą i innymi. Czynić dobro, tak po prostu.


Ufam swoim krokom.

środa, 13 lutego 2019

13.02.19

Dzisiaj natrafiłam na ciekawą propozycję na rozpoznanie, czy decyzja, którą chce się podjąć, jest tą właściwą. Należy odpowiedzieć sobie na te 4 pytania i jeżeli na któreś odpowie się twierdząco, to lepiej zastanowić się poważnie nad tą decyzją. Wiadomo, że żadne pytanie ani odpowiedź na nie, nie da 100% pewności, że powinno się właśnie taką a nie inną decyzję podjąć. Ale uważam, że te pytania mogą sporo rozjaśnić. Warto też skonsultować to z osobą cechującą się dwoma rzeczami. Po pierwsze powinna ona nas choć trochę znać. A po drugie musi być to osoba żyjąca pełnią życia, spełniona i szczęśliwa. Osoba nieszczęśliwa może doradzać poprzez swoje rozgoryczenie i rozczarowanie życiem. 
Te pytania, to:

1. Czy ta rzeczywistość jaka nastanie po podjęciu decyzji będzie taka, że może się zdarzyć coś złego dla mnie lub dla kogoś z moich bliskich, tzn. ludzi, których będzie dotyczyła ta rzeczywistość? Jeżeli tak, jest jakieś konkretne zło - nie podejmę takiej decyzji.
2. Czy za tą decyzją stoi bardziej moje pragnienie, czy coś/ktoś z zewnątrz w to ingeruje? Jeżeli tak jest, nie podejmę takiej decyzji.
3. Czy za tą decyzją kryje się jakaś ucieczka? Czy bardziej do czegoś dążę? Jeżeli jest to ucieczka, nie podejmę takiej decyzji.
4. Czy mogę stwierdzić, że po podjęciu tej decyzji, w jej wyniku, będę lepszym człowiekiem niż jestem? Jeżeli prowadzi to do czegoś gorszego lub niczego nie zmieni, nie podejmę takiej decyzji.

Ja mam wątpliwości co do 1 pytania. Że mogę skrzywdzić kogoś poprzez moją decyzję. Ale chodzi o zło. W ogólnym rozrachunku wydaje mi się, że "lepiej" (to słabe słowo, ale niech będzie) skrzywdzić kogoś, ale postąpić w prawdzie i zgodzie ze sobą, niż okłamywać i przedłużać coś fałszywego, co prowadzi i tak do dalszych frustracji, złych emocji i złych zdarzeń, co jest chyba faktycznym złem. Złem o którym mowa w tym 1 punkcie.
Potrzebna byłaby mi rozmowa z kimś. I to byłby chyba dobry krok, który muszę wcielić w życie.
Takie dzisiaj przemyślenia.


You gotta make a decision
Leave tonight or live and die this way

wtorek, 12 lutego 2019

12.02.19

"Bardzo jest nam w dzisiejszym świecie potrzebna pustka. Potrzebne niespełnienie. Potrzebne wytrzymanie tego, że nie mamy, tego, że jest niedopełnione, tego, że jesteśmy nieusatysfakcjonowani. Cały dzisiejszy świat dąży, żeby nie czuć pustki. Wymyśliliśmy miliardy rzeczy - zaspokajaczy, przerywników, mediów, dźwięków, obrazów, doświadczeń, przeżyć, emocji - żeby tylko coś było. I każdy moment w pustce, to moment panicznego strachu większości z nas. Pustka jest świętym miejscem, dlatego, że w pustce Pan Bóg przychodzi. I często Go nie spotykamy, bo się nie decydujemy na to, żeby w pustce wytrwać. To jest tak, jak ze szklanką, w której masz wodę. Jeżeli masz tam wodę, to nie nalejesz tam czegoś niezwykłego, bo całą szklankę wypełnia ci woda. Tylko, kiedy opróżnisz tą szklankę i ona jest pusta, to możesz tam wlać coś niezwykłego." - Adam Szustak

Ostatnie dni są puste. I ja jestem pusta. 
Chciałabym móc spokojnie zasnąć, bez krążących po głowie myśli.
Chciałabym znaleźć swój spokój. 

poniedziałek, 11 lutego 2019

11.02.19

Potrzebne mi te kilka dni oddechu. Ostatnie miesiące to cotygodniowe wyjazdy, raz tu, raz tam, nawet nie rozpakowywałam torby, bo zaraz trzeba było ją pakować i ruszać dalej. Jedyny plus tego jest taki, że wtedy czas płynie w zawrotnym tempie. Od weekendu do weekendu. Ale czy to taki jednoznaczny plus...

Najgorsza jest świadomość, że mimo upływającego czasu, nic nie rusza do przodu. Zasiadłam na wygodnej chmurce strefy komfortu, marazmu, chodzenia na łatwiznę ze wszystkim i marnowania czasu na naprawdę bzdurne rzeczy. 

"Z a c z n i j. Tak się czyści zatrutą rzekę. Jeśli się boisz niepowodzenia, zacznij mimo to, a jeśli nie można inaczej, to ponieś klęskę, pozbieraj się i zacznij od nowa. Jeśli znów się nie uda, to co z tego? Zacznij jeszcze raz. To nie porażka powstrzymuje - to niechęć do zaczynania od początku powoduje stagnację. Co z tego, że się boisz? Jeśli się obawiasz, że coś wyskoczy i cię ugryzie, to niech się to wreszcie stanie. Niech twój strach wyjrzy z ciemności i cię ukąsi, żebyś miała to już za sobą i mogła się posuwać dalej. Przezwyciężysz to. Strach minie. Lepiej, żebyś wyszła mu naprzeciw, poczuła go i pokonała, zamiast mieć w nim wieczną wymówkę do czyszczenia rzeki."

niedziela, 10 lutego 2019

10.02.19

Weszłam tutaj po dłuższej przerwie, przeczytałam ostatni post i zastanawiam się, co poszło nie tak. Dlaczego tak dobrze wychodzi mi teoretyzowanie, a życie wszystko weryfikuje i dni płyną nie tak, jakbym tego chciała, nie żyję tak, jak pragnę.

Prawda.
Niedługo przyjdzie mi się z nią zmierzyć. Ale czuję, że mnie wyzwoli. 

Bolą mnie ostatnie dwa lata. Boli mnie kolejne rozpoczynanie od nowa. Boli mnie mój "koczowniczy" tryb życia. Boli mnie, że nie mam nadal swojego miejsca i że wszędzie jestem tylko gościem. Boli mnie, że chodzę w kółko i nie ma w moim życiu progresu (chyba, że jest, tylko ja go nie zauważam). 

Ale, mimo wszystko, czuję, że powoli przebudzam się z tego dwuletniego letargu. Wypływam na powierzchnię. Płynę ku - bądź co bądź nikłemu - światełku. I chociaż czeka mnie jeszcze sporo łez, bólu i cierpienia, to mam w sobie dziwny spokój i nadzieję. 

Będzie dobrze, musi być. 

Everything that's broke
Leave it to the breeze
Let the ashes fall
Forget about me