sobota, 1 stycznia 2022

01.01.22


 

"Jest o wiele lepiej wiedzieć, gdzie się podąża, nie wiedząc jak, niż wiedzieć, jak iść, nie wiedząc dokąd."

A ja ciągle chciałam wiedzieć i umieć "jak". A nie zadałam sobie najważniejszego pytania - "dokąd". Czego chcę od swojego życia. Nie od kogoś. Od siebie i swojego życia, które trzymam w rękach. Czego chcę JA a nie, co oczekiwaliby ode mnie inni.  

Nie oglądając się na to, co robią, jak żyją, co pomyślą. Nawet najbliżsi. Bo oni również mają swoje własne życie. A ja nie chcę poświęcać swojego życia, które jest tak cholernie kruche i krótkie. Chcę pomagać, chcę być dla innych, ale chcę przede wszystkim MIEĆ SWOJE ŻYCIE. Żyć na swój sposób, który mi odpowiada, a nie musi odpowiadać nikomu innemu. 

Teraz dostrzegam, że byłam wychowana w rodzinie, gdzie poświęcenie dla innych i trzymanie się z góry narzuconych norm i tradycji, stało zawsze na pierwszym miejscu. Jeden słuszny sposób myślenia, przeżywania, spędzania czasu, wyrażania siebie (a raczej chowania się i wtapiania w tłum), brak poszanowania dla inności, generalizowanie, wskutek czego zawsze towarzyszył mi strach, kiedy chciałam wyrazić swoje zdanie czy pogląd. Dlatego przestałam to robić, a z czasem chyba i nawet przestałam mieć swój punkt widzenia. Zawsze był ten filtr: "ale co oni powiedzą, nie, nie zrobię tego, bo ich rozczaruję, zawiodę"... Nie chcę nikogo obwiniać, jestem przekonana, że to wszystko było z (dziwnej i pogmatwanej, ale jednak) miłości, chcieli mojego dobra. Ale koniec końców - rozglądam się wokół i widzę nieszczęśliwą rodzinę. Z zamiecionymi pod dywan problemami. Ze skrywanymi głęboko wzajemnymi pretensjami i rozczarowaniami. Z dystansem do siebie. Z przebłyskami miłości w oczach i gestach, ale strachem, by ją wyrazić. Kochającą się i przywiązaną do siebie rodzinę, ale cholernie wgłębi nieszczęśliwą. 

Chcę zrzucić ze swoich pleców odpowiedzialność za tą rodzinę. Mam do tego prawo. 

Chcę stworzyć szczęśliwą rodzinę i zdaję sobie sprawę, jak jest to ciężkie wyzwanie. Wiem, że siedzi we mnie jeszcze wiele złych rzeczy, schematów, nawyków, myśli. Dlatego to wszystko sobie układam w głowie, przepracowuję, dostrzegam z szerszej perspektywy, a przede wszystkim WYBACZAM sobie i moim bliskim, bo nikt nie jest nieomylny. Myślę, że wybaczenie to dobry pierwszy krok ku lepszemu. Wybaczam to, co było i co - zapewne jeszcze - będzie złe.

Ale to dzięki bliskim w dużej mierze i dzięki złym doświadczeniom z mojego życia, jestem dziś taka jaka jestem. Okej, z wieloma rzeczami do zreperowania i przepracowania, ale za to z ogromną wrażliwością, patrzeniem na życie głębiej, niż przez pryzmat pieniędzy, opłacalności, konsumpcjonizmu, próżności... Za to jestem sobie wdzięczna. Że patrzę głębiej, szerzej, dalej. Jednocześnie wiem, że samo "rozkminianie" bez działania do niczego nie doprowadzi. 

Chcę mieć cele, plany, marzenia, chcę mieć siłę i odwagę, by po nie sięgać. Chcę żyć. Tylko i aż. 

Szczęśliwego 2022.