wtorek, 8 września 2020

9.09.20

"Przez cały czas było tak, jakby żyły w niej dwie osoby. Lubiła się podobać, lubiła przyciągać wzrok, ale nienawidziła być w centrum uwagi. Lubiła być jak wiatr. Niewidoczna, ale odczuwalna. Delikatna i niszczycielska."

Niszczycielska być nie lubię, chyba, że chodzi o zrównywanie wszystkiego z ziemią, by zacząć budowanie od nowa. To czasem jest konieczne, chociaż życzyłabym sobie, by nie musiało mnie to już spotkać nigdy więcej. Tak jak śpiewał pan Cugowski - po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój. Nastał dzień i spokój, tak jakby zgubiony element układanki w końcu wszedł na swoje miejsce. Chociaż te puzzle mają jakieś kilkadziesiąt tysięcy elementów i nie jestem nawet w połowie ich układania, to co dnia staram się odsiewać te części, które nie pasują do mojej układanki i zajmować się tymi odpowiednimi, by wszystko znalazło swoje, właściwe miejsce. 

Chociaż nigdy tak naprawdę nie chciałam takiego "odsiewu", nie uważam, żeby w życiu nie było miejsca dla ludzi, którzy nie pasują do mojej układanki. Ale czasem próbując połączyć dwa niepasujące do siebie puzzle na siłę, można je zwyczajnie zniszczyć i nie dać im szansy na odnalezienie swojego, idealnie pasującego miejsca, swojego świata, gdzie będą akceptowane, szanowane, kochane i doceniane. 

W życiu kieruję się (jak lekarz) zasadą- po pierwsze: nie szkodzić. I tak, często mi to nie wychodzi. Czasem popełnię błąd. Czasem "pacjent umrze" (oczywiście w przenośni). Ale patrzę na życie z większej perspektywy, niż miesiąc, rok czy dwa lata. Jeśli moje życie wisi na włosku, to pomagam najpierw sobie. Niech nazwą to egoizmem, trudno, wolę być egoistką niż umrzeć za życia.