Mam jeden dom, chociaż kilka miejsc w swoim życiu już zamieszkiwałam - dłużej bądź krócej. 25 lat i jeden jedyny dom, póki co.
Dom to dla mnie miejsce, gdzie mogę wejść bez pukania. Nawet bez klucza. Bo rzadko się zdarza, żeby nikogo w nim nie było. Mój dom to magiczne miejsce. Ze skrzypiącymi drzwiami i podłogą, z małą kuchnią po prawej, toalecie po lewej stronie od wejścia. Mój dom to pachnący od rana niedzielny rosół. To obiady zawsze jedzone razem, o ile wszyscy są w domu. To lodówka szemrająca w kuchni i zegar na ścianie, od lat ten sam. To widok z kuchni na ogródek, podwórko, jabłonki, czereśnię, altankę i garaż, a dalej na lasy i łąki. Biało-zielona kratka na zasłonkach w kuchni, fiołki w doniczkach na parapecie, drewniane ramy okna. Cieknący kran, mały stół okryty (zawsze) ceratą. Narożnik ze stertą gazet sprzed kilku miesięcy. Radio od zawsze grające tą samą stację, włączane co ranek, wyłączane przed pójściem spać. Długi blat kuchenny. Po jednej stronie z listami, rachunkami i piętrzonymi się, tak zwanymi "papierzyskami" i kartkami od rodziny na minione już dawno temu święta. Po środku z chlebakiem, a po drugiej stronie z telefonem stacjonarnym., od lat tym samym. Pod ścianą dwa taborety, kiedyś zasiadywane, gdy goście zajmowali "miejsca główne". Dwa taborety - od lat nieużywane. Framuga naznaczona poziomymi liniami na różnych wysokościach, przypominające, jacy byliśmy mali i jak rośliśmy.
Przy wyjściu z kuchni szafka na buty. Rzucone tam w nieładzie, w większości już nienoszone. To że nadal tam są, to może jedynie wynik lenistwa.
Lustro w przedpokoju. Pod lustrem kilka starych, do połowy wypalonych świec. Na wypadek awarii prądu. Kiedyś przydawały się częściej. Mama zapalała jedną, kładła na stole w kuchni, a my siadaliśmy dookoła stołu, czekając, aż "oddadzą prąd".
Dom to dalej dwa duże pokoje na wprost drzwi. W pierwszym duży, owalny, drewniany stół. Miejsce spędzania świąt, urodzin i tym podobnych specjalnych okazji. W rogu na święta choinka. Duże okno z widokiem na ulicę i choinki zasadzone kiedyś przed domem, które przewyższyły już rozmiarem dom. Stary, drewniany stolik na którym stoi wieża. Chodziłam do przedszkola, kiedy tata ją kupił za wygraną w totka. Przyjechał po mnie do przedszkola i powiedział, że w domu jest wieża, a ja byłam przekonana, że taka, na której zamknięta jest księżniczka. Prostota myśli dziecka. Drugi pokój na prawo. Drewniana szafka, na której od lat stoi telewizor. Dywan, drewniana ława, krzesło i dwie kanapy. Na starej, ciemnozielonej od lat co dnia tata ucina sobie poobiednią drzemkę. Kiedy ja w tym czasie oglądam telewizor, zawsze padają słowa "ścisz o oczko". Widok okna podobny jak w pierwszym pokoju. Naprzeciwko okna, po drugiej stronie pokoju, ogromna, przesuwna szafa, zajmująca całą długość ściany. Dwa środkowe skrzydła stanowią wielkie lustra, dwa skrajne skrzydła - jasne drewno.
Schody na piętro. Na szczycie po lewej stronie łazienka z wanną, po prawej sypialnia rodziców. A na wprost dwa pokoje, w tym jeden, w którym spędziłam sporą część życia. I wszystko w nim kocham. Drewnianą podłogę, każdy mebel, parapet, okna.
Nie zawsze jest to dom marzeń. Zimą śpię pod dwoma kołdrami i w grubych skarpetach. Tak to jest w dużych domach, ciężko je ogrzać. Ale przecież najważniejsi są w nim ludzie. Tata, który go postawił, mama, dbająca o ognisko domowe i o nas.
Dom to moi bracia, ich obecność, której doświadczam niestety coraz mniej. I trochę żałuję tego zmarnowanego za dzieciaka czasu na kłótnie, wrzaski, wyzwiska, łzy i trzaskanie drzwiami. Ale co poradzić - młodość chmurna i durna.
Mój dom to miejsce, gdzie mogę śpiewać w wannie, spać do 12, chodzić cały dzień w piżamie, jeść obiad na śniadanie, wydurniać się, chodzić w starych, porozciąganych ubraniach, rozczochrana i nieumalowana bez skrępowania.
Dom to miejsce, gdzie nie raz dotykałam dna rozpaczy, ale nigdy nie straciłam nadziei na lepsze jutro.
W domu czuję się po prostu swobodnie, na swoim miejscu, chciana i kochana.
Dom to moja rodzina. To ludzie, którym zawdzięczam to, że żyję i to jak żyję, to, jaka jestem.
Dom to bezpieczeństwo. To miłość.
Dom już nigdy nie będzie taki, jak za czasów dzieciństwa. I pewnie nigdzie nie będzie mi tak, jak w nim.
Ale kiedyś będę próbować stworzyć chociaż odrobinę podobne miejsce, jak niegdyś moi rodzice. Tak, żeby kiedyś moje dzieci mogły powiedzieć to, co ja chcę powiedzieć moim rodzicom. A mianowicie - dziękuję za prawdziwy dom.
Jak dawniej, piszesz pięknie.
OdpowiedzUsuńI mądrze, też (!)